Dwa światy neonatologii, te same potrzeby.
Dzień z życia pracownika neonatologii w Polsce
Oddział neonatologii w jednym z polskich szpitali. W ciszy przerywanej jedynie delikatnym piskiem monitorów, pielęgniarka Katarzyna rozpoczyna swój poranny obchód. Przy każdym inkubatorze czuwa nowoczesny sprzęt: monitory parametrów życiowych, pompy infuzyjne, lampy do fototerapii. Każdy noworodek ma indywidualne stanowisko, sterylną pościel, a rodzice mogą liczyć na wsparcie psychologa.
Pomimo tych udogodnień, Katarzyna czasem narzeka. „Znowu nie dostaliśmy nowych fartuchów na czas, a ten monitor co chwilę się rozłącza” – mówi z irytacją. Denerwują ją drobiazgi: że papier do drukarki się skończył, że brakuje zapasu pieluch jednorazowych. To, co dla niej jest codziennym standardem, gdzie indziej bywa nieosiągalnym marzeniem.
Na koniec dnia Katarzyna wraca do domu. „Ciężko, ale w sumie mamy wszystko, co potrzebne, by ratować te maluchy” – podsumowuje.
Dzień z życia pracownika neonatologii w Bouaké
Tymczasem w szpitalu w Bouaké na Wybrzeżu Kości Słoniowej nowy dzień zaczyna się o brzasku. Dr Vincent Kouadio Asse, profesor pediatrii, wchodzi na oddział neonatologii. Zamiast nowoczesnych inkubatorów stoją metalowe łóżka, przykryte kocami, by utrzymać ciepło.
„W nocy znowu odszedł noworodek” – mówi Vincent do swojego zespołu. Jeden inkubator dzielą cztery maleńkie ciałka, a w prymitywnych warunkach walka o ich życie staje się wyzwaniem ponad ludzkie siły. Do jednej butli tlenu podłączonych jest kilka dzieci. Brakuje leków, wenflonów, mleka modyfikowanego.
„Nie mamy lamp do fototerapii, więc dzieci z żółtaczką staramy się wynosić na słońce, kiedy pogoda na to pozwala” – opowiada Vincent. Każdy nowy dzień przynosi podobne wyzwania: jak zdobyć tlen, jak wytłumaczyć zrozpaczonym rodzicom, że dla ich dziecka zabraknie leków.
Braki doskwierają każdego dnia, ale Vincent i jego zespół nie tracą nadziei. Dzięki wsparciu Fundacji Salvatti szpital w Bouaké otrzymał bilirubinometr i pulsoksymetr, jednak to wciąż kropla w morzu potrzeb. „Każdy nowy sprzęt to dla nas jak wygrana na loterii. Czekamy na dzień, kiedy będziemy mieli tyle inkubatorów, ile potrzeba” – mówi profesor Vincent.
Kontrast nie do opisania
W Polsce Katarzyna narzeka na drobnostki, a w Bouaké Vincent marzy o jednym inkubatorze, który uratowałby dziesiątki istnień rocznie. Kontrast między tymi światami jest porażający.
Fundacja Salvatti.pl apeluje o wsparcie dla szpitala w Bouaké. Każda złotówka przybliża zakup nowego inkubatora, który może uratować życie setek dzieci rocznie. Koszt urządzenia wynosi 47 000 zł – cena za nadzieję dla rodzin, które codziennie walczą o życie swoich dzieci.
Dołącz do misji ratowania życia
Każda godzina bez inkubatora to kolejny noworodek, który odchodzi. Twoje wsparcie pozwoli na zakup sprzętu i kontynuację wyjazdów wolontariuszy. Razem możemy ocalić życie tych najmniejszych.
Nie czekaj. Pomóż teraz. Każdy dar ma znaczenie. Razem możemy zmienić dramatyczne historie w Bouaké w opowieści o nadziei i życiu.
Link do zbiórki: KUPMY INKUBATOR!
Całą relacje z podróży do Wybrzeża Kości Słoniowej możesz przeczytać: TUTAJ.